Lake District staje się punktem zapalnym dla dojeżdżających do pracy, ale nikt nigdy nie widział, żeby się pojawił. W końcu, dlaczego miałoby to być możliwe, skoro nawet przy czystych drogach i punktualnych pociągach jest to co najmniej pięć godzin od Londynu?

Ale potem nadszedł Covid i to, co nielogiczne, stało się wykonalne.

Nagle możesz dostać dobrze płatną pracę na Południowym Wschodzie, bez konieczności stałego tam przebywania.

Brytyjczycy, którzy do tej pory mogli jedynie marzyć o tym, by ich idylliczne wakacje zamieniły się w odcinek programu „Ucieczka na wieś”, szybko zdali sobie sprawę, że przeprowadzka na pagórkowate tereny Kumbrii jest możliwa.

Jak wyjaśnił Tim Keenan, wieloletni mieszkaniec, tak wiele osób zrobiło to, że pogorszyło to tylko istniejące już problemy tych, którzy pracują lokalnie za dużo niższe, wręcz przytłaczające pensje.

„Z Południa przybyło wielu bogatych ludzi” – powiedział Expressowi. „Dzięki pracy zdalnej zyskują oni nieco większą elastyczność.

„Ilość McLarenów, Lamborghini, luksusowych Land Roverów i Bentleyów zdecydowanie wzrosła. Jest tu wielu bogatych ludzi”.

Keenan dodał, że choć pieniądze tych zamożnych mieszkańców mogą trafiać do kas okolicznych restauracji wyróżnionych gwiazdkami Michelin, ich obecność przyczynia się również do ciągłego wzrostu cen nieruchomości i pogłębiania się niedoboru mieszkań.

Keenan widział na własne oczy, jakich poświęceń musieli dokonać zwykli ludzie, aby zdobyć dach nad głową.

„Pewien członek rodziny musiał ogłosić się bezdomnym i wraz z noworodkiem zamieszkać na cztery miesiące w schronisku dla bezdomnych w Kendal, aby otrzymać mieszkanie komunalne (ponieważ był to jedyny sposób) na zdobycie niedrogiego lokum” – powiedział.

„Mnóstwo ludzi wyjeżdża, bo nie stać ich na życie tutaj, a nieruchomości są jak świeże bułeczki.

„Znam parę, która spędziła prawie dekadę na oszczędzaniu, żeby kupić coś. W ogóle nie wychodzili i ponieśli ogromne poświęcenia. To była długa, ciężka harówka, ale to jest coś, co ludzie muszą robić, żeby (kupić dom w okolicy) i to oni mają wysokie zarobki.

„Jeśli nie jesteś super bogaty, to jest naprawdę ciężko.”

Keenan wyjaśnił, że jednym z problemów jest to, że chociaż prace budowlane w tym rejonie trwają niemal bez przerwy, to i tak niewiele z nich pomaga rozwiązać problem niedoboru mieszkań dla mieszkańców.

Powiedział: „Ironią jest to, że podczas lockdownu wszyscy bogaci ludzie z dużymi domami mówili: »zbudujemy kolejny dom tuż obok« albo »zburzmy tę wiktoriańską rezydencję i postawimy na niej nową«.

„Projektom mieszkaniowym nie ma końca, a wybudowanie kilku mieszkań socjalnych lub przyzwoitych, niedrogich domów jest prawie niemożliwe. Myślę, że w tej okolicy na mieszkanie komunalne czeka około 6000 osób”.

Keenan dodał, że przejęcie terenów wiejskich przez superbogaczy w szybkich samochodach nie wpłynęło tylko na rynek nieruchomości. Brak pracujących ludzi oznacza, że ​​obecnie brakuje pracowników w hotelach, sklepach i restauracjach, a wiele stanowisk pozostaje otwartych przez dłuższy czas.

„Musimy mieć coraz mniejszą siłę roboczą, która nie jest wystarczająca w stosunku do liczby restauracji, a wszędzie brakuje pracowników, więc jest to problem, który trzeba rozwiązać”.

Keenan ze swojej strony stara się znaleźć sposoby na wspieranie i pielęgnowanie ducha wspólnoty, który wciąż istnieje w tym rejonie.

Krótki spacer od stacji kolejowej Windermere, na stromym zboczu, na terenie dawnego gąszczu jeżyn, znajduje się „Windermere Food Farm”.

Keenan przekształcił działkę w duży ogród warzywny ze szklarniami z folii plastikowej. Obecnie grupa wolontariuszy, zajmująca się uprawą ekologicznych, zrównoważonych owoców i warzyw, zajmuje się wyłącznie produkcją żywności na potrzeby lokalnego banku żywności.

To jeden ze sposobów, w jaki mniej szczęśliwi mieszkańcy tego niezwykle pożądanego zakątka Wielkiej Brytanii mogą korzystać z zasobów naturalnych, jakie oferuje ten obszar.

Source link