DONALD Trump został zmuszony do wycofania się ze swoich proaborcyjnych poglądów po tym, jak potężna chrześcijańska prawica zagroziła mu odejściem, co doprowadziło do niemal pewnej porażki w listopadowych wyborach prezydenckich.
Były przywódca USA wywołał zamieszanie wśród konserwatywnych zwolenników, gdy w zeszłym tygodniu zasugerował, że popiera działania mające na celu wydłużenie terminu, po którym aborcja stanie się nielegalna w jego rodzinnym stanie Floryda.
„Jeśli Trump przegra wybory, dziś będzie mógł szukać przyczyny” – powiedział wczoraj wieczorem jeden z wściekłych republikańskich informatorów.
Wiadomo, że Trump ma liberalne poglądy na temat aborcji.
Jednak chrześcijański konserwatyści odrzucili swoje wątpliwości w 2016 r. i poparli go, mając nadzieję, że jego administracja stworzy podstawy do wprowadzenia zakazu aborcji w całym kraju.
W krótkiej perspektywie rozwiązanie to się opłaciło, gdyż Sąd Najwyższy uchylił orzeczenie z 1973 r. w sprawie Roe v. Wade, przyznające kobietom prawo do aborcji do momentu osiągnięcia przez płód zdolności do przeżycia poza łonem matki, czyli do około 24. tygodnia.
Ponieważ rząd federalny nie gwarantuje już żadnych gwarancji, teraz to stany muszą same decydować o polityce aborcyjnej.
Ale w ciągu ostatnich ośmiu lat wiele się zmieniło i Trump musi nadrobić zaległości po późnym wejściu Kamali Harris do wyścigu.
Tak zwane stany purpurowe, w których poparcie dla Demokratów i Republikanów jest wyrównane, a Republikanie uważają, że kwestię aborcji należy porzucić na rzecz głosów, są teraz jeszcze ważniejsze.
W centrum zainteresowania Trumpa znalazły się również kobiety, dla których prawa reprodukcyjne są kwestią priorytetową.
Ogólnie rzecz biorąc, kobiety w USA opowiadały się za Demokratami w każdych wyborach od 1980 r., ale Trump, który w zeszłym roku został skazany za molestowanie seksualne felietonistki E. Jean Carroll w 1996 r., ma jeszcze więcej do nadrobienia.
Jest to jednak ryzyko, które może się nie opłacić.
„Pro-liferzy byli ogromnym blokiem wyborczym i fundamentem GOP przez dziesięciolecia. Doprowadzili Reagana do władzy i doprowadzili Trumpa do władzy w 2016 r.”, dodało źródło republikańskie.
„Teraz traktuje tę bazę jak coś oczywistego, żeby zdobyć wyborców ze średniego szczebla. Ale zdradzając ich, działasz na własne ryzyko”.
Problemy Trumpa nie kończą się na jego zmianie zdania na Florydzie.
W zeszłym tygodniu powiedział również, że jeśli wróci do Białego Domu, koszty leczenia zapłodnieniem in vitro (IVF) będą pokrywane przez firmy ubezpieczeniowe lub rząd, argumentując: „Chcemy produkować dzieci w tym kraju, prawda?”
Obserwatorzy twierdzą, że decyzja ta ma związek z ujawnieniem nazwiska kongresmenki Tulsi Gabbard, drugiej demokratki po Robercie F. Kennedym Jr., która przeszła na stronę Trumpa.
W czwartek opowiedziała o zmaganiach swojej rodziny z zapłodnieniem in vitro.
„Nie udało nam się zajść w ciążę” – powiedziała podczas spotkania z mieszkańcami w La Crosse w stanie Wisconsin.
„Dla nas zapłodnienie in vitro wydawało się jedyną opcją i ostatecznością”.
Wykrycie Gabbard przyczyniło się do poparcia przez Trumpa wielu centrowych i niezdecydowanych wyborców.
Nie zyskuje jednak poparcia chrześcijańskiej prawicy, która chce zakazać zapłodnienia in vitro, ponieważ w trakcie tego procesu odrzucane są niewykorzystane ludzkie embriony.
Niektórzy kluczowi aktywiści już dali znać, że nie mogą już ufać Trumpowi, dopóki on i jego kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance nie wykażą się bardziej radykalnym poparciem dla programu antyaborcyjnego.
Wśród nich znajduje się Lila Rose, liderka znanej antyaborcyjnej grupy Live Action.
36-latka, niegdyś ulubienica Gabinetu Owalnego Trumpa, reprezentuje skrajne skrzydło lobby antyaborcyjnego, które uważa, że nie ma sytuacji medycznych, w których aborcja jest konieczna dla ratowania życia kobiety, i które nie popiera wyjątku w przypadku gwałtu.
„To rozczarowujące, ale być może jemu osobiście brakuje zasad w tej kwestii” – powiedziała Rose, wzywając swoich 360 000 obserwatorów, aby nie głosowali ponownie na Trumpa w 2016 r.
Podstawą niepokoju wśród Republikanów jest narastające przekonanie, że polityka Trumpa zakończy się niepowodzeniem.
„Trump próbuje przypodobać się bardzo wąskiej grupie wyborców, których on odrzuca” – dodał informator.
„Ale te wykształcone kobiety z przedmieść nie zagłosują na niego, niezależnie od jego stanowiska w sprawie aborcji”.
Dodali: „I naiwnie jest zabierać głosy konserwatyściktórzy wiedzą, że jest nowojorskim liberałem, na którego ślubie była Hillary Clinton i który toleruje jego niegrzeczne i niesportowe zachowanie wyłącznie jako środek do osiągnięcia celu”.
Jednak Trump nie jest jedynym, który zmienia poglądy polityczne.
Mając na koncie 49 proc. poparcia dla Harris – z przewagą zaledwie dwóch punktów procentowych – zmuszona była do zdecydowanego zajęcia kluczowych stanów, takich jak Wisconsin, Michigan, Georgia, Karolina Północna, Arizona i Nevada.
Choć twierdzi, że nie zmieniła swojej polityki od czasu otrzymania nominacji Demokratów, zmieniła poglądy na kilka kluczowych kwestii,
Obejmują one przejście od dekryminalizacji nielegalnego przekraczania granicy do ścigania przestępców i wznowienia budowy muru granicznego
Inne zmiany obejmują zaniechanie popierania likwidacji prywatnych ubezpieczeń medycznych, a nawet szczelinowania na terenach federalnych.
Republikanie twierdzą, że maskuje to jej prawdziwe cele.
„Jest najbardziej lewicową senatorką w kraju, ale jej radykalne poglądy polityczne dotyczące San Francisco nie znajdują uznania w kluczowych stanach, takich jak Pensylwania, dlatego też była zmuszona zmienić wiele swoich stanowisk” – powiedział wczoraj wieczorem inny republikański informator.
„To nie musiało się wydarzyć. Mogła mieć Pensylwanię w kieszeni, gdyby wyznaczyła Josha Shapiro na swojego kandydata na wiceprezydenta.
„Ale Shapiro jest Żydem, a strach Kamali przed antysemicką reakcją ze strony postępowego skrzydła jej partii – do której należy – sprawił, że była zmuszona szukać gdzie indziej i zamiast tego wybrała Tima Walza”.