Pożary pojawiały się już wcześniej w pobliżu Pacific Palisades.
Tylko w 2018 roku katastrofalny pożar w Woolsey siał spustoszenie w pobliskim Malibu. Były inne bliskie wezwania: ewakuacje z powodu pożaru krzaków w 2019 r. Pożar trawiący stromy, odległy teren w pobliżu w następnym roku.
A jednak, nawet gdy płomienie szalały na zboczach otaczających okolicę, a drzewa miotały się na gwałtownym wietrze, nie mogli pojąć, co się zbliża.
Ta burza ogniowa, która ostatecznie podzieliła nazwę społeczności, którą pochłonęła, rozpętałaby nieoczekiwane horrory. Wdarł się do środka i niewiele po sobie pozostawił. Pożar Palisades jest jednym z kilku głównych pożarów, które eksplodowały Los Angeles od wtorku, podsycane przez ekstremalne wiatry napędzane przez spalone krajobrazy.
Wstępne szacunki oparte na zdjęciach satelitarnych wskazują, że w całym hrabstwie Los Angeles utracono ponad 12 000 obiektów. Co najmniej 11 osób zginęło, a liczba ofiar śmiertelnych według urzędników niewątpliwie rośnie.
Niektórym mieszkańcom udało się wrócić do dzielnic, które musieli ewakuować, wielu wędrowało lub jeździło na rowerze bocznymi uliczkami w górę przez spalone kaniony, aby dotrzeć do nadal zamkniętych obszarów.
Dla nich i dla tysięcy innych osób, które powrócą w nadchodzących dniach, skala straty dopiero zaczyna do nas docierać.
„Nie chodzi tylko o twój własny dom, ale o utratę społeczności” – powiedział Ricky Gordon, który kupił swój dom w Palisades w 1987 roku.
Dom Gordona został oszczędzony, ale stoi otoczony morzem zniszczenia. Nie da się tu mieszkać – stwierdziła – jeśli nie ma sąsiadów. „Chodzi o utratę ludzi, których znasz”.
Zatrzymała się, aby popatrzeć na zbocza klifów pokryte wrakami aż do wybrzeży Pacyfiku poniżej. Jej 34-letni syn, Alex Pack, dołączył do niej, aby ocenić zniszczenia w ich bloku i był zdumiony, ile domów kryje w sobie wspomnienia z jego dzieciństwa.
„Los Angeles to duże miasto, ale Palisades to jedno z niewielu miejsc, w których można poczuć się jak w małym miasteczku” – powiedział. „Nigdy nie myślałem, że coś takiego może się tutaj wydarzyć” – dodał. „Nic takiego nie powinno się już nigdy powtórzyć.”
Dym jeszcze nie opadł znad wciąż tlących się ruin. Wiatr wciąż był silny, a podmuchy wirowały wśród popiołu i pyłu, potęgując ostre i gryzące powietrze. Rozbite szkło i kable walały się po ulicach wraz z powalonymi gałęziami, zwiększając zagrożenie.
Gordon i Pack to tylko dwójka z wielu mieszkańców opłakujących nie tylko domy i obiekty obrócone w popiół, ale także przyszłość, którą tu widzieli i wspomnienia pogrzebane teraz pod gruzami.
Stojąc na śladzie, który niegdyś wyznaczał jego dom, Daniel Clive McCallum opowiedział, jak wraz z żoną opuścili dom w Kanionie Topanga, bardziej wiejskim obszarze podatnym na skrajności, aby założyć rodzinę w Palisades, aby jego dziewczynki w wieku dwóch i 11 miesięcy , mógł dorastać bez obawy przed ogniem.
Pozostał w tyle, podczas gdy inni uciekli we wtorek wieczorem, spiesząc, aby pomóc sąsiadom, którzy wprowadzili się zaledwie kilka miesięcy temu z dziećmi w podobnym wieku, w przygotowaniu domu. Rzucał wiadrami wody na zewnątrz i odsuwał roślinność rozwiewaną przez gwałtowne podmuchy wiatru od konstrukcji.
Ogień trawił już domy na końcu przecznicy, a żar spadał na niego deszczem, gdy wiedział, że nic innego nie może zrobić. Jego wąż wysechł. Wiedział, że jego dom spłonie.
„Nikt tego nie powstrzymywał. Nie można było” – powiedział. „Wiatry były zbyt szalone”.
Dodał, że nadal jest to trudne do przetworzenia. Plac zabaw, na który chodziły jego dzieci, zniknął. Kino, kawiarnie – cała okolica zniknęła. Nawet jeśli jego dom jakimś cudem przetrwał tę noc, „nie możemy wychowywać dzieci w strefie działań wojennych” – powiedział. „Z bezpiecznego sanktuarium stało się toksyczne, trujące i niebezpieczne”.
„Przyjechałem tu z zamiarem przywiezienia czegoś do domu” – dodał. „Ale nie ma dosłownie nic”.
Nawet dla osób przyzwyczajonych do wysokiego zagrożenia pożarowego pożar Palisades przełamał założenia dotyczące bezpiecznych obszarów.
Jednak ekstremalne warunki pogodowe, które przygotowały grunt pod tę katastrofę i inne, które miały miejsce w tym tygodniu w Los Angeles, będą się tylko pogarszać w miarę ocieplania się świata. Południe Kalifornia region został przygotowany na pożary, ponieważ sezonowe deszcze nigdy nie spadły, co w przeciwnym razie pomogłoby zamoczyć zarośniętą roślinność zasianą podczas zimowych burz z poprzednich lat. Chociaż stan zawsze przechodził między okresami wzrostów i spadków gospodarki wodnej, zmiany klimatyczne podkręciły tempo i zwiększyły ryzyko.
Według urzędników CalFire, w ciągu pierwszych dziesięciu dni roku wznieciło się prawie 100 pożarów, nawet przy chłodniejszej zimowej pogodzie w Kalifornii. Koktajl warunków, które pomagają pobudzić szybki rozwój pożarów, w tym silne wiatry, będzie się utrzymywał w przyszłym tygodniu, zwiększając wyzwania w wysiłkach ograniczających rozprzestrzenianie się wirusa i stwarzając możliwość pojawienia się nowych katastrof, które dopiero się rozwiną.
Niedaleko domu McCallumów zebrała się kolejna grupa sąsiadów, aby sprawdzić, czy oni też mogliby coś odzyskać z ruin. Ostrożnie poruszając się po połamanych słupach energetycznych i powalonych gałęziach, które wciąż walały się na ulicach, rozmawiali o tym, co ma nadejść. Jedna z kobiet westchnęła, wchodząc po schodach prowadzących teraz donikąd, aby popatrzeć na warstwy zniekształconego i popielatego materiału. Jeszcze dzień wcześniej słyszała, że budynek nadal stał. Ogień wrócił po to.
Smutek ogarnął tutejszych mieszkańców szybko i szybko, ale niektórzy trzymają się nadziei, że chociaż stracili okolicę – jej sklepy i szkoły, kościoły i kawiarnie oraz bloki domów, w których niezliczone rodziny wspominały przez ostatnie pięćdziesiąt lat – aby razem wyzdrowieli.
Gerry Blanck, lokalna instytucja, która od kilkudziesięciu lat szkoli lokalne dzieci, dorosłych i celebrytów w karate, mając zaledwie kilka dni na sobie, był przekonany, że wkrótce wróci do domu. Chociaż zarówno ten dom, jak i firma, którą pokochało tak wielu ludzi w Palisades, zniknęły, on chce odbudować.
Kibice do tej pory tak zebrał dla niego ponad 10 500 dolarów i jego córce o mieszkanie i wyżywienie za pośrednictwem funduszu Go Fund oraz nowe dojo, uważane za „nie tylko miejsce nauki, ale także symbol odporności i siły” dla tej okolicy.
To sygnał, że nawet jeśli zniknie infrastruktura, być może społeczność w jakiejś formie pozostanie.
Przed nami jeszcze długa droga.
„Mieszkam tu od 43 lat” – powiedział, opowiadając, o ilu studentach, od których słyszał, również stracili domy. Dołączył się inny mieszkaniec, mówiąc, że Blanck reprezentuje serce tego miasta – główną atrakcję każdej parady.
Blanck uśmiechnął się. Zanim wrócił do samochodu, aby oddalić się od zniszczeń, rzucił ostatnie spojrzenie i powiedział: „Prawdopodobnie w tym roku parady nie będzie”.