Paul wyrusza w podróż na skraju pola minowego, w tle widać Iran
Pomyśl o swoim pokornym pisarzu tego ranka – w upalnym centrum Lachin, relacjonującym wybory w Azerbejdżanie. Jest niepokojąco blisko granicy z Iranem i na obszarze zwanym Górskim Karabachem, który jest przedmiotem zaciekłych sporów z sąsiednią Armenią od ponad trzech dekad. Aby było jasne, Foreign Office nie zaleca rezerwacji weekendowego wypadu tutaj.
Dwa duże konflikty w tym regionie (w latach 1990 i 2020) pochłonęły życie około 30 000 osób, a niezliczona liczba osób została ranna lub zaginęła.
Jeśli chodzi o liczbę ofiar śmiertelnych, jest to porównywalne z najnowszym konfliktem izraelsko-palestyńskim, a przecież ledwo o nim słyszałeś, prawda? To, jeśli nic innego, służy podkreśleniu przypadkowości sposobu, w jaki my na Zachodzie wybieramy wojny, którymi chcemy się interesować.
Ale wróćmy do wyborów.
I jakże to trzyma w napięciu. Nikt nie jest pewien, czy Nowa Partia Azerbejdżanu urzędującego prezydenta Ilhama Alijewa zdobędzie 85% czy 86% głosów.
Tak, to są jedne z takich wyborów.
Alijew jest u władzy od 2003 r. i nie zamierza się nigdzie szybko wybierać. Jego ojciec Heydar, nawiasem mówiąc, był prezydentem od 1993 do 2003 r. i jest tu niemal powszechnie czczony jako ojciec nowego Azerbejdżanu.
To wszystko sprawia, że ludzie Zachodu instynktownie kręcą nosem na nasze ukochane pojęcia demokracji. Nie ma wątpliwości, że odkąd Azerbejdżan odłączył się od Związku Radzieckiego w 1990 r. i energicznie (i skutecznie) przyjął kapitalistyczną przyszłość, oskarżenia o korupcję rzadko kiedy były dalekie od tego rządu.
Ale uczciwie jest powiedzieć, że ten bardzo, bardzo młody naród, pamiętajcie, ma coraz lepsze oceny na koniec semestru, a unijni nadzorcy w dużej mierze wystawili ostatnim dwóm krajom czystą kartę zdrowia.
Właśnie obserwuję, jak poszczególni wyborcy w lokalu wyborczym w liczącym 2000 mieszkańców mieście Lachin są znakowani zaawansowanym technologicznie barwnikiem ultrafioletowym, co ma im uniemożliwić oddanie głosu więcej niż jeden raz.
Jeśli w ogóle istnieje tu korupcja wyborcza, to jest ona dobrze ukryta.
Nauczycielka lokalnej szkoły Shabnam Ughuzlu, która pomaga w prowadzeniu i monitorowaniu dzisiejszych wyborów, sprawdzała głosy wyborców.
Mówi: „System jest skrupulatny – wyborcy są sprawdzani i sprawdzani dwukrotnie, głosują za zasłoną, a następnie wychodzą innymi drzwiami.
„Na karcie do głosowania jest pięć nazwisk – jedno z Partii Nowego Azerbejdżanu i cztery lokalne, niezależne. Nie sposób powiedzieć, kto wygra, dopóki głosy nie zostaną policzone”.
Ja i moja wyraźna zachodnia arogancja zostały postawione na swoim miejscu, gdy wczoraj zwiedzałem nową szkołę budowaną w Fuzuli. Zjadliwie skomentowałem zdjęcia prezydenta Alijewa i jego ojca Heydara w holu. Powiedziałem mu: „Nie ma mowy, żebyśmy mieli zdjęcia Keira Starmera Lub Boris Johnson „w naszych szkołach”.
Mój niewzruszony przewodnik wyznaczony przez rząd odpowiedział: „Ale możesz mieć zdjęcia królowej, tak? Albo króla Karola?”
Shabnam Ughuzlu jest nauczycielką, która pomaga w organizacji dzisiejszych wyborów parlamentarnych w Lachin w Azerbejdżanie
I oczywiście miał rację. Analogia Alijewa do naszego premiera jest całkowicie niepoprawna – jest głową państwa, tak jak nasza królowa była nią przez ponad 70 lat. A gdybyśmy musieli wybrać głowę państwa w Wielkiej Brytanii, kto powie, że królowa lub Karol nie otrzymaliby również łatwo 85% głosów?
Z moich rozmów z ludźmi z tej części Azerbejdżanu wynika, że nie ma wątpliwości, iż zwykli ludzie szczerze szanują Alijewa i wierzą w to, co robi.
W zależności od odczytanych liczb, Azerbejdżan był najszybciej rozwijającą się gospodarką świata od 2000 do 2014 roku. Niektóre statystyki mówią, że było to tylko przez trzy lub cztery lata, i nie, nie będzie to zagrożeniem dla USA ani Chin w najbliższym czasie, ale dzięki odkryciu ogromnych złóż ropy naftowej i gazu na Morzu Kaspijskim u wybrzeży stolicy Baku, kraj ten jest jednym z niewielu byłych państw radzieckich, które naprawdę prosperują w kapitalizmie.
Wszystko pod prezydentem Alijewem. Czuć, że ludzie Azerbejdżanu naprawdę wierzą w siebie dzięki niemu.
Dlaczego ma to znaczenie dla Wielkiej Brytanii?
Częściowo dlatego, że dobre stosunki z Azerbejdżanem pomogą w pełnieniu funkcji bastionu dla strony walczącej Rosja (Azerbejdżanie nie są prawdziwymi fanami Putina) w taki sam sposób jak Turcja – kraj niepozbawiony własnych oskarżeń o korupcję na wysokim szczeblu, a mimo to szczęśliwie starszy partner NATO. Ale także – i w post-Brexit A co najważniejsze – możliwości inwestycji z kolosalnymi zyskami są oczywiste.
Były żołnierz Salimov Hickmat bierze udział w pierwszych wyborach od powrotu z wygnania
BP mądrze rozpoczęło działalność już na samym początku i jest zdecydowanie największym zagranicznym inwestorem w kraju, a Wielka Brytania jako całość jest już największym zagranicznym inwestorem w kraju.
Azerbejdżan już teraz dostarcza sześć procent gazu i ropy naftowej do UE – i to w ciągu Ukraina świat wojny, w którym poleganie na Rosja ujawniono, że ma skłonności samobójcze, może to mieć kluczowe znaczenie dla Wielkiej Brytanii.
Ale na razie to nadal słabe piwo.
Po odzyskaniu przez Azerbejdżan regionu Karabachu w konflikcie w 2020 r., ma miejsce oszałamiająco wielki program odbudowy. To coś w rodzaju Nowego Ładu FDR, zwanego „Wielkim Powrotem”. W rzeczywistości prawdopodobnie przyćmiewa nawet Nowy Ład.
Żeby było jasne, Wielki Powrót poprzedziły dwa straszne konflikty. W konflikcie z 1990 r. Armenia przejęła ten obszar, a w 2020 r. Azerbejdżan, wzbogacony o ropę i gaz oraz uzbrojony w nowoczesną broń, w dużej mierze pochodzącą z Izraela, przejął go kompleksowo.
Jest mało prawdopodobne, że ponownie zmieni właściciela.
The Great Return to nic innego jak plan odbudowy narodu od podstaw. To próba znalezienia nowego domu dla 700 000 Azerów zmuszonych do ucieczki ze swoich domów i ratowania życia na początku lat 90.
Są oni znani jako osoby wewnętrznie przesiedlone, ale tak naprawdę są po prostu uchodźcami we własnym kraju.
Mimo że region Górskiego Karabachu jest uznawany w prawie międzynarodowym za wyraźnie część Azerbejdżanu, Ormianie okupowali ziemie Karabachu przez 30 lat. Dlatego dzisiejsze wybory są tak ważną sprawą dla tych powracających IDP, którzy teraz wrócili tutaj i głosują w swoich ojczyznach po trzech dekadach. Bez wyjątku uchodźcy, z którymi rozmawiałem, głosują na pana Alijewa, człowieka, który ich zdaniem umożliwia im powrót.
Rzecznik rządu Islam Mammadkhanov powiedział mi, że w ciągu 30 lat od konfliktu w 1990 r. zwycięscy Ormianie ogołocili domy, sklepy, szkoły i meczety ze wszystkiego, co nadawało się do sprzedaży – nawet z samych cegieł, z których zostały zbudowane. Większość z nich została odesłana z powrotem do Armenii lub sprzedana za granicą w Iranie.
Mówi nawet, że azerskie cmentarze były plądrowane w poszukiwaniu złotych zębów pochowanych tam osób (trudne twierdzenie, które później potwierdził były rolnik i przesiedleniec Salimov Hikmat, który powrócił do kraju i przysięga mi, że to samo przydarzyło się jego zmarłej babci).
Ogromne połacie ziemi zostały również zasypane milionem min przeciwpiechotnych i przeciwpancernych przez Ormian – z powodów, których my, cywile, nie możemy pojąć. Usuwanie tej strasznej amunicji staje się samo w sobie ważnym przemysłem i rzeczywiście Wielka Brytania w tym pomogła.
Ale to herkulesowe zadanie. Jak mówi Islam: „Region Karabachu jest wielkości Libii. Nie odbudowujemy tylko miasta, odbudowujemy naród. Skala i ambicja zapierają dech w piersiach”.
I rzeczywiście zapiera dech w piersiach. Odwiedziłem nowe miasta zbudowane od podstaw, całą infrastrukturę, gaz, prąd, wodę, banki, sklepy, szkoły, wszystko. A to dopiero się zaczęło. I wszystkie te nowe miasta, a będzie ich wiele, są całkowicie samowystarczalne pod względem energetycznym; energia pochodzi z paneli słonecznych i hydroelektrowni.
Prezydent Alijew zbiera wiele krytyki, ale szkoda, że brytyjski przywódca nie miał wizji i pomysłu na taki program.
Na koniec wychodzisz z poczuciem, że Azerbejdżan jest wciąż narodem, który staje na nogi, ale którego świadectwo na koniec semestru jest o wiele lepsze. To taki naród, który post-Brexit Wielka Brytania powinna zabiegać o względy oczywistych wzajemnych korzyści.
A jeśli chodzi o demokrację, warto zatrzymać się i zastanowić, że żyjemy w kraju, w którym tylko jedna na pięć osób głosowała na Keira Starmera mimo to mamy rząd większościowy z niemal zerową liczbą skutecznych przeciwników.
A jeśli to jest demokracja, jak ktoś kiedyś powiedział, to ja jestem bananem.