Tw swoim tygodniu Meta ogłosiła eliminację swojego programu sprawdzania faktów w USA i przywrócenie zasad moderowania treści dotyczących „nienawistnego postępowania”. Środki te niewątpliwie otwierają wrota dla bardziej nienawistnych, nękających i podżegających treści Facebooku i Instagramie. Dwie grupy, które najprawdopodobniej ucierpią, to imigranci i społeczności LGBTQ+.

W zeszłym miesiącu, po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach, Zuckerberg odwiedził Trumpa w Mar-A-Lago, a następnie w Meta wysłał 1 milion dolarów na swój fundusz inauguracyjny. Poproszony o komentarz na temat zmian w polityce Meta, Trump przyznał, że Zuckerberg tak „prawdopodobnie” pod wpływem jego groźby uwięzienia dyrektora generalnego ds. technologii.

Tak powstaje państwo mafijne, w którym otwarte groźby spotykają się z hojnymi prezentami i publicznymi pochwałami.

Patrząc wstecz na historię moderacji treści, można łatwo dojść do wniosku, że firmy z branży mediów społecznościowych dostosowują swoje produkty do potrzeb osób mających władzę nad nimi. Tym razem nie jest inaczej, z tym wyjątkiem, że konsekwencje dla grup bezbronnych będą prawdopodobnie poważniejsze. Zmieniając politykę Meta dotyczącą sprawdzania faktów, aby uspokoić Trumpa, Zuckerberg kładzie podwaliny pod pozbawioną tarć oligarchię, w której ci, którzy mają największą władzę i wpływy, nie muszą już zmagać się z faktami i poprawkami.

To właśnie za pierwszej administracji Trumpa firmy technologiczne zdały sobie sprawę, że media społecznościowe są podatne na zagraniczne i krajowe kampanie manipulacyjne w mediach, ponieważ ich produkty były wykorzystywane do docierania do milionów za pomocą kłamstw, oszustw, spisków i nienawiści. Dziennikarze odkryli prowadzone na dużą skalę kampanie manipulacyjne w mediach Cambridge Analytica i Rosji Agencja Badań Internetuktóra w latach 2010-2013 wykorzystywała Facebooka do celów politycznych Wybory w USA w 2016 roku I Brexitu.

Zamiast wziąć na siebie odpowiedzialność i agresywnie eliminować sprawców przemocy, Zuckerberg zwrócił się do swoich doradców, dobrze znanej grupy naprawiaczy, którzy obcinali sobie zęby w polityce. Większość z nich miała wykształcenie na Harvardzie i była zaprawiona w dwumowie politycznej. Jednak globalne rządzenie mową stało się wyzwaniem ich życia.

W odpowiedzi na rosnącą krytykę publiczną dotyczącą „fałszywych wiadomości” na Facebooku w listopadzie 2016 r. Zuckerberg opublikował zamieścił na swoim profilu obszerną wiadomość dotyczącą dezinformacji, w której stwierdził, że Facebook skontaktował się z „szanowanymi organizacjami weryfikującymi fakty” i metodycznie starał się nie stać „arbiterami prawdy”. Jak opisał to w grudniu Adam Mosseri, ówczesny wiceprezes firmy ds. kanałów informacyjnych nowe protokoły za zgłaszanie fałszywych historii, co przeniosło odpowiedzialność za moderowanie treści na zewnętrzne osoby weryfikujące fakty, które podpisały międzynarodowy kodeks zasad sprawdzania faktów organizacji non-profit Poynter. Pomimo tych wysiłków, dezinformacja trwała nadal rozkwitać, zwłaszcza wśród prawicowych odbiorców.

W 2018 roku firma Dyrektor operacyjny, Sheryl Sandbergktóry przed odejściem do Google był szefem sztabu skarbu USA, opowiadał się za „rada nadzorcza”, nazywany „sądem najwyższym” Facebooka, którego zadaniem jest orzekanie i przeglądanie kontrowersyjnych decyzji moderacji. Na początku 2021 r. były wicepremier Wielkiej Brytanii i szef spraw publicznych Meta Nicka Clegganapisał decyzję o zakazie Trumpa na czas nieokreślony po tym, jak Trump wykorzystał produkty firmy do promowania ataku na Kapitol. Zuckerberg powiedział wówczas, że „ryzyko związane z zezwoleniem prezydentowi na dalsze korzystanie z naszych usług” jest „po prostu zbyt duże”.

System arbitrażu treści Meta był kosztowny i nieporęczny, ale z drugiej strony wymuszał pewną przejrzystość w zakresie decyzji dotyczących moderowania treści i dostarczał niezbitych dowodów na to, że dezinformacja jest funkcjaa nie błąd prawicowego ekosystemu medialnego.

Mark Zuckerberg spotyka się z Donaldem Trumpem w Białym Domu w 2019 r. Fotografia: 2020 Images/Alamy

Teraz Clegga zastępuje nowy szef polityki globalnej Meta, Joel Kaplan. Kaplan jest byłym starszym pracownikiem George’a W. Busha i uczestnikiem zamieszki braci Brooks z 2000 r. Po ogłoszeniu przez Metę w tym tygodniu Kaplan w programie Fox News podzielił się swoim entuzjazmem dla zmian w polityce, nie szczędząc pochwał Trumpowi. Jego wpływ na nowy kierunek Meta jest oczywisty i niepokojący zwolennicy wolności w Interneciektórzy nie chcą, aby platformy mediów społecznościowych nadal były pionkami w politycznej rozgrywce szachowej.

W przemówieniu, które można było zaczerpnąć od samego Trumpa, Zuckerberg stwierdził: „Weryfikatorzy faktów byli po prostu zbyt stronniczy politycznie i zniszczyli więcej zaufania, niż zdobyli, zwłaszcza w USA”. Co najważniejsze, badania akademickie dotyczące sprawdzania faktów ujawniają przeciwieństwo twierdzeń Zuckerberga. A badania przeprowadzone przez naukowców z MIT Sloan’s School of Management pokazuje, że narażenie na weryfikację faktów zmniejsza wiarę w dezinformację, nawet wśród prawicowych odbiorców, którzy wątpią w skuteczność sprawdzania faktów.

Meta nigdy nie stosowała swoich zasad równomiernie wobec wszystkich użytkowników. Sygnalistka Frances Haugen wykazała, że ​​Meta utrzymywał głośną listę kont, którym wielokrotnie pozwalano na łamanie zasad platformy. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców we współpracy z Metą i opublikowanych w czasopiśmie Meta, historycznie wykluczała polityków z możliwości sprawdzania faktów, a zakończenie programu sprawdzania faktów prawdopodobnie będzie nieoczekiwaną gratką głównie dla prawicowych użytkowników produktów Meta, którzy częściej dzielą się dezinformacją na Facebooku. Nauka.

Brak weryfikacji faktów prawdopodobnie doprowadzi do agresywnego rozpowszechniania teorii spiskowych i nienawistnych treści na temat produktów Meta, co wystawi na próbę reklamodawców i bezpieczeństwo marki.

Zamiast wyszkolonych weryfikatorów faktów, którzy są ekspertami w wykrywaniu, dokumentowaniu i demaskowaniu dezinformacji, Meta umieści na platformie galerię nieuczciwych użytkowników, którzy będą prowadzić policyjne przemówienia, stosując ten sam system „notatek społeczności”, co X Elona Muska.

Ale moderacja na X również idzie słabo. Po szybko malejącej liczbie użytkowników i bojkocie reklamodawców X jest wyceniany na 20% kwoty, jaką zapłacił za niego Musk. Wyraźny przykład tego, jak umiar na platformie odzwierciedla kaprysy i preferencje Muska, pojawił się w zeszłym tygodniu, kiedy zagorzali zwolennicy Magi upominali Muska w kwestii Wizy H-1B dla pracowników zagranicznych. Odpowiedzią Muska była optymalizacja platformy pod kątem „niepożałowanych sekund użytkownika”, skupiając się na bardziej rozrywkowych treściach, jednocześnie banując i demonetyzując wielu niezłomnych fanów Maga.

W przeszłości Musk potępiał deplatformację i demonetyzację jako taktykę cenzury stosowaną wyłącznie przez lewicę. Teraz ten argument nie może się utrzymać Sam Pan „Dark Maga”. odgrywa algorytmy, a Zuckerberg podąża za nim. Zamiast obwiniać weryfikatorów faktów, Zuckerberg powinien po prostu przyznać, że zmienia zasady, aby odzwierciedlały program polityczny Trumpa, i dostosuje algorytmy tak, aby Trump mógł zbudować bazę na Facebooku i Instagramie, po tym jak Musk utorował drogę X.

Zuckerberg ogłosił: „Czas wrócić do naszych korzeni związanych z wolnością słowa”. (To nie jest historia pochodzenia Meta. Poprzednik Facebooka zaprosił studentów Uniwersytetu Harvarda do oceny fizycznej atrakcyjności koleżanek z klasy, co Zuckerberg stara się zapamiętywać przy każdej nadarzającej się okazji). Wolność wypowiedzi odnosi się jednak do prawa człowieka do „szukania, otrzymywania” i przekazywać informacje” – twierdzi ONZ powszechna deklaracja praw człowieka. Nie gwarantuje słuchaczy ani wzmocnienia tego wystąpienia. Co więcej, nie chroni przed sprawdzaniem faktów i etykietowaniem wypowiedzi w Internecie. Tę władzę posiadają wyłącznie korporacje kontrolujące przepływ treści pomiędzy platformami.

Zmiany Meta w polityce dotyczącej „nienawistnego postępowania” nie tylko nie umożliwiają swobodnej wypowiedzi, ale sygnalizują powrót do bardziej mizoginistycznych korzeni Facebooka. W poście na blogu Meta zobowiązała się do dostosowania polityki moderacji do „dyskursu głównego nurtu” dotyczącego płci i imigracji, a konkretnie dwóch kwestii, za którymi opowiadali się Trump i Musk podczas kampanii w 2024 r. Teraz można się do tego odnieść Osoby LGBTQ+ jako chorych psychicznie i oczerniać imigrantów za pomocą produktów Meta.

To charakterystyczny znak technofaszyzmu, gdy po każdych wyborach nasze systemy komunikacji są zakłócane przez zmiany władzy politycznej. Ochrona grup bezbronnych w Internecie w dalszym ciągu zależy od ambicji politycznych dyrektora generalnego lub właściciela platform mediów społecznościowych.

To kolejny dowód na to, że media społecznościowe nie są maszyną do wolności słowa. Nigdy nie byłem. Zamiast tego, głównym produktem mediów społecznościowych jest moderowanie treści, w którym algorytmy decydują, czy mowa jest widoczna, w jakiej głośności i czy będzie słyszana przeciwmowa. Wbrew twierdzeniom Zuckerberga to nie weryfikatorzy faktów zrujnowali produkty Meta. To zawsze działacze polityczni z wewnątrz, w tym Clegg, Sandberg i Kaplan, zmieniali media społecznościowe w nową granicę dla wojen kulturowych.

Source link